Panagiotis Kechagias urodził się w 1978 r. w Atenach. Opowiadanie Jak odnieść sukces w praktykowaniu tawromancji otwiera jego pierwszy zbiór opowiadań, Ostatnie ostrzeżenie (Τελευταία προειδοποίηση), który ukazał się w 2016 r. nakładem wydawnictwa „Antipodes”. Tekst, który wybrałam, od razu przypadł mi do gustu, wprowadza czytelnika w historie Kechagiasa tak skomplikowane, jak labirynt, o którym autor pisze w poniższym tekście. Ciekawa jestem Waszych interpretacji.
I jeszcze kilka słów o tawromancji, która oczywiście nie istnieje, jest wynikiem wyobraźni pisarza i tym samym sprawiła mi nieco kłopotu. „Tawros” po grecku oznacza byka. Aby nie stosować za każdym razem tłumaczenia opisowego: „przepowiadanie z (wnętrzności) byka”, co byłoby szczególnie uciążliwe, kiedy mowa o tawromantach – osobach w ten sposób przepowiadających przyszłość, postanowiłam na wzór chiromancji (wróżenie z dłoni) pozostawić wersję „oryginalną” – tawromancja, czyli dosłownie wróżenie z byka. Być może czytaliście Dom dzienny, dom nocny Olgi Tokarczuk i pamiętacie, jak w jednym z rozdziałów autorka wymienia aeromancję, macharomancję, oinomancję itd. Czas zatem na tawromancję Kechagiasa.
[photo by Chloe Kritharas Devienne]
Panagiotis Kechagias
JAK ODNIEŚĆ SUKCES W PRAKTYKOWANIU TAWROMANCJI
O, jest pan. Przepraszam. Nie zauważyłem, że pan nadchodzi. Czasami zapominam się i godzinami patrzę na morze. Ale to nie ma znaczenia, ważne, że pan przyszedł. Czy ma pan ze sobą pozwolenie? Wszystko załatwione? Mam nadzieję, że nie wymęczono pana zanadto w Dziale Kartografii. Czasem robią to celowo, zwłaszcza jeśli popełni się błąd i rzuci jeszcze raz okiem na znamię na twarzy urzędnika. Jest dość wyczulony na tym punkcie. Nie obwiniam pana, bo skoro już jest na tej jego twarzy, jak można nie spojrzeć? Pańskie dokumenty w każdym razie wydają się w porządku. Z pieczątką i podpisem, tak jak trzeba. Czasami, chociaż wiedzą, że czegoś brakuje, pozwalają komuś przejść całą drogę, aż do tego miejsca, i trzeba wtedy promem wracać na kontynent i złożyć jeszcze jedną serię wniosków w Biurze Pozwoleń. Nie przejmują się tym. Nie ma pan pojęcia ilu tawromantów było zmuszonych wrócić trzy czy cztery razy, zanim pozwoliłem im wejść do środka. Nie mogę zrobić nic innego, odsyłam ich z powrotem. Są zasady, pan też musi o tym wiedzieć. Ale pańskie pozwolenie jest bez zastrzeżeń. Pod każdym względem idealne. Zdążył pan po drodze obejrzeć miasto? Czy nie jest piękne? Niektórzy wierzą, że miasto jest labiryntem, ale pan nie jest jednym z nich, prawda? Pan wydaje się inteligentny. Nie jest pan jednym z tych głupków, którzy tu do mnie czasem przychodzą. Żal mi ich, naprawdę. Staram się ich powstrzymać, ale oni niczego nie pojmują. Zanim przybyli turyści, miasto było rybacką mieściną. Dzisiaj nie śmierdzi zgniłą rybą, jak kiedyś, a domy rybaków stały się luksusowymi hostelami prowadzonymi teraz przez ich córki i wnuczki. Nie przeszkadza mi to, żeby mnie pan źle nie zrozumiał. Po prostu chwilami tęsknię za wioską taką, jaką była wtedy. A teraz chodźmy razem. Ma pan wszystko, czego potrzeba? Lupę? Wspaniale, wspaniale. Kiedy wyciągnie pan byka z labiryntu na słońce, obrazy przepowiedni są niezwykłe. Nie wyobraża pan sobie ilu nieudaczników przychodzi tutaj nie przynosząc ze sobą lupy wysokiej jakości. Nie rozumiem tego, naprawdę. Jak w takim razie chcą odczytać przepowiednię? Jeśli chce pan poznać moje zdanie, niektórzy ludzie nie mają żadnej nadziei. A, i musi pan być ostrożny, czasami labirynt naprawdę przypomina miasto i kiedy pogoda jest ładna, drogi są zlane złotawym światłem. Wtedy okazuje się, kto jest naprawdę doświadczonym tawromantą. Bo w labiryncie światło jest zdradzieckie i słuszność informacji, jakie ktoś zbiera z ciała byka jest wątpliwa. A więc, kiedy uda się panu zabić byka, powinien pan go przeciągnąć na zewnątrz. Proszę pamiętać, że musi pan czytać z jego jelit o świcie, jak najwcześniej rano, inaczej pryzmatyczne odbicia sprawiają, że zatraca się dokładność przepowiedni. Będzie pan zaskoczony, kiedy powiem panu, ilu tawromantów przychodzi tutaj nie przeczytawszy wskazówek, mimo że, jak pan dobrze wie, są ogólnodostępne. Ludzie z Działu Kartografii zrobili wszystko, co możliwe, by ostrzec aspirujących tawromantów o niebezpieczeństwach, ale czy ktoś ich słucha? Oczywiście, że nie. I później przychodzą tu do mnie, bez wymaganych dokumentów i chcą mi dać w łapę, by wejść do środka. My jednak nie możemy czegoś takiego tolerować, prawda? Nie wie pan, jak się cieszę, że wreszcie spotykam kogoś, kto przygotował się tak, jak jest to wymagane. Proszę więc zapamiętać, musi pan wyciągnąć jego ciało z labiryntu. Niektórzy z bardziej doświadczonych przynoszą ze sobą składany wózek, by go udźwignąć, jednak jak widzę, pan jest początkującym tawromantą. Niech mnie pan źle nie zrozumie, nie ma powodu do wstydu. Niektórzy z najlepszych tawromantów to początkujący. Nie mam nic do nowicjuszy. Jeśli chce pan poznać moje zdanie, bardziej doświadczeni mają większe mniemanie o sobie. Proszę posłuchać. Wydaje mi się, że jest pan człowiekiem z godnością, polubiłem pana i ponieważ zdecydowanie nie chciałbym, by coś się panu tam w środku przytrafiło, powiem panu, co się stanie, kiedy wejdzie pan do labiryntu. Zostanie pan zabity w ciągu pierwszych pięciu sekund, bo na każdym kroku zostały ustawione dziesiątki śmiertelnych pułapek. Pierwsze, na jakie pan natrafi to stosy materiałów wybuchowych, doły z zaostrzonymi palami, druty uzbrojone w granaty i miny, na które nie musi pan nawet nadepnąć, by wybuchły. Głębiej w labiryncie pojawiają się znane już ze starożytności, bardziej wyszukane pułapki, jak narcyzm, który prowadzi do błędnych osądów, strach, który sam się nakręca, albo wątpliwości, które poruszają się spiralnie, by otruć pańskie dawne wyobrażenie o sobie. A co tu dopiero mówić o gadających pułapkach, te są najgorsze. Wszystkie pułapki są perfekcyjne i perfekcyjnie zbudowane. Nie ma żadnego sposobu, by je rozbroić, zupełnie żadnego. By osiągnąć cel, tawromanci powinni uzbroić się w kreatywność. Dawniej standardową metodą było wchodzenie do labiryntu z wieloosobową eskortą, ale i tak nie było pewne, czy tawromanta dotrze do środka żywy. Aż do momentu kiedy ktoś postanowił, że sklonuje się nieskończoną ilość razy, tak, by był pewien, że cokolwiek się stanie, zdoła dotrzeć do byka. Jeśli chce pan poznać moją opinię, kosztowne, ale skuteczne. Nie wyobraża pan sobie, do czego zdolni są ludzie, by odnieść sukces w praktykowaniu tawromancji. Aby więc przeżyć, musi pan sklonować się dwa, pięć lub dziesięć tysięcy razy, tyle w każdym razie, na ile pozwalają panu pańskie finanse. W ten sposób, kiedy wejdzie pan na ulice i place labiryntu, większość pańskich klonów poświęci życie na pułapkach, ale jeśli ktoś dotrze do centrum, z całą pewnością będzie to pan. Rozumiem jednak, że nie ma pan nadmiaru pieniędzy i należy raczej wykluczyć klonowanie, a zatem dam panu drobną radę i niech pan zrobi z nią, co uważa za słuszne. Istnieją i inne sposoby na zwielokrotnienie siebie. Najbardziej podstępni z doświadczonych już tawromantów ustawiają w wejściu do labiryntu naprzeciw siebie dwa lustra. Przechodzą między nimi i ich osoba zwielokrotnia się nieskończoną ilość razy, a zatem, kontynuują drogę z nieskończoną eskortą idealnych kopii. Jednak by ten podstęp się udał, doświadczony tawromanta musi stworzyć idealne lustra i ustawić je dokładnie równolegle. Niektórzy poświęcają na to całe tygodnie, nawet miesiące, aż uzyskają idealną, prostą linię, tak, by ich liczne odzwierciedlenia w głębi nie odchylały się na prawo lub lewo. Widziałem wiele razy, jak do tego dochodzi i nigdy nie przestaje mnie to martwić. Wchodzą do środka nie zauważywszy, że mają ze sobą jedynie pięćdziesiąt czy sto nieperfekcyjnych kopii. Są przekonani, że podąża za nimi niezliczona armia, która pozwoli im dotrzeć do celu. Nieszczęśnicy, robią może dwadzieścia kroków, to wszystko. Nie docierają nawet do starych łodzi rybackich, a co dopiero do hosteli czy kamiennych fontann blisko środka labiryntu. Pańskim problemem jest oczywiście to, że nie istnieją idealne lustra ani doświadczeni tawromanci. I pan jest tylko jeszcze jednym początkującym, i bardzo prawdopodobne, że pańskie kości pozostaną w labiryncie, tak jak wszystkich innych przed panem, bo istnieje tylko jeden byk, a on, niech pan to zrozumie, nie może opuścić labiryntu, wtedy przestanie być bykiem, a labirynt przestanie być labiryntem. Widzę jednak, że pan już podjął decyzję. Myśli pan, że kłamię. Zlekceważy pan moją radę, wiem o tym. Za każdym razem to samo, biedacy. Przychodzicie tu do mnie, podjąwszy już decyzję i nie słuchacie, co do was mówię. Muszę jednak coś panu wyznać: labirynt nie znajduje się tu, za tą bramą. Widzę, jak przez cały czas ukradkiem zerka pan na nią z niecierpliwością, i prawda jest taka, że żal mi pana, ale co robić, zasady są zasadami. By go odnaleźć, musi pan odwrócić trasę, którą pan szedł, by dotrzeć tutaj, przejść przez nadbrzeże i gaje oliwne, i iść w kierunku miasta. Proszę przejść zatem, pierwsza pułapka powiedziała wszystko, co miała do powiedzenia.
Przeł. Dorota Jędraś
[Παναγιώτης Κεχαγιάς, Πώς να επιτύχετε στην άσκηση της ταυρομαντείας, Τελευταία προειδοποίηση, Αντίποδες, Αθήνα 2016, σσ. 9-14]