Tekst, którego tłumaczenie dziś zamieszczam, pochodzi ze zbioru pt. Λαχανόρυζο του Σταυρού, zawierającego głównie opowiadania, wydanego w 2012 r. w wydawnictwie „Estia”.
Dimosthenis Kourtovik (ur. 1948 r.) jest autorem powieści, opowiadań, esejów i tekstów naukowych oraz krytykiem tekstów literackich. Rozprawę doktorską na temat ludzkiej seksualności obronił na Uniwersytecie Wrocławskim.
Istotny fragment jednej z jego książek, Η νοσταλγία των δράκων (2000), powieści detektywistycznej z wątkiem antropologicznym w tle, rozgrywa się we Wrocławiu. To przepełniona akcją historia zaginięcia być może najstarszej mumii świata. W jej poszukiwanie po całej Europie wybiera się niezwykła para, 60-letni naukowiec i młoda policjantka, którzy nie tylko zwyczajnie nie darzą się sympatią, ale, jak się okazuje, podzieleni są także przez historię swojego kraju – młoda Andromachi jest bowiem córką człowieka będącego oprawcą naukowca w czasach junty. Książka do tej pory została wydana w 6 krajach. Łącznie powieści i opowiadania Kourtovika zostały przetłumaczone na 10 języków. Sam autor przetłumaczył natomiast ponad 60 książek napisanych w 8 językach.
Dimosthenis Kourtovik
A JEDNAK
Oczywiście, że szanuję odmienność. Wszyscy wrażliwi, otwarci na świat, wykształceni ludzie nie mogą nie szanować odmienności. W końcu to my stworzyliśmy to słowo. Nadaliśmy tożsamość wszystkim odmiennym ludziom świata. Wcześniej nielegalny imigrant, Albańczyk, nie wiedział, że dzieli los i wspólne interesy z greckim transseksualistą, mańkut ignorował swoje głębokie pokrewieństwo ze świadkiem Jehowy. Teraz wszyscy, którzy czymś się odróżniają lub czują, że tak jest, nie reprezentują samych siebie, ale pewną ogólną kategorię, która nazywana jest odmiennością. W rzeczywistości nie należą do mniejszości, ale do olbrzymiej, ogólnoświatowej większości. Można więc stwierdzić, że dzięki odmienności przestali istnieć odmienni ludzie.
Szanuję więc odmienność. Ale co znaczy szanować? Kiedy mówimy komuś „szanuję twoje poglądy”, mamy na myśli: „tak bardzo się z tobą nie zgadzam, że nie ma sensu tej dyskusji ciągnąć. Mam ochotę ci przyłożyć ale na twoje szczęście jestem człowiekiem cywilizowanym, zachowaj więc swoje poglądy i znikaj mi z oczu”. Szacunek nie otwiera żadnych relacji, zamyka je. Kiedy mówimy, że szanujemy odmienność, chcemy raczej powiedzieć, że aby nie nazwano nas człowiekiem nieokrzesanym czy niepostępowym, pokazujemy tolerancję wobec czegoś, co nas drażni. Tolerancja jest słowem z nieprzyjemnymi konotacjami. Nie oznacza ani poparcia, ani zrozumienia, ani przyjęcia, a po prostu pewnego rodzaju obojętną lub przymusową akceptację. Tak jak szacunek dla odmienności. A jednak szanuję odmienność.
Mam bardzo dobrego kolegę w Niemczech. Jest doskonale wykształcony i zjechał pół świata, ma postępowe poglądy, nie znosi przemocy i braku tolerancji. W młodości zdarł kilka par butów w marszach przeciwko wojnie w Wietnamie i naszej juncie. Dzisiaj jest sędzią i wydał wiele wyroków na korzyść organizacji ekologicznych w konfliktach, które dotyczyły takich spraw, jak składowanie toksycznych odpadów, tworzenie powietrznych korytarzy nad zalesionymi terenami itp. Niedawno zaczął podejrzewać, że jego córka spotyka się z kimś i unika przedstawienia go rodzinie. Aby mu dokuczyć albo go sprawdzić, powiedziałem mu, że chłopak jego córki może być Murzynem. Zrozumiałem, że wcześniej o tym nie pomyślał i że przeżył szok. Zapytałem go wtedy, jak zareagowałby w takiej sytuacji. Pomyślał chwilę i odpowiedział mi drętwo: „Nie cieszyłbym się, ale byłbym zobowiązany ten fakt zaakceptować”. Był szczery. Szanował odmienność.
Problem z odmiennością, jeden z wielu problemów, polega na tym, że bycie odmiennym nie zawsze znaczy to samo. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz pojechałem do Niemiec z kolegami ze szkoły (byliśmy wtedy w ostatniej klasie liceum), czułem się źle wśród Niemek w naszym wieku, które poznaliśmy na imprezie. Nie miałem w ich oczach wystarczająco greckiego, to znaczy egzotycznego, wyglądu. Wolały innych, tych z ciemniejszą karnację, bardziej grecką linią brwi, jeden czy dwóch oczywiście miało klasyczny grecki profil. Ale kilka lat później, kiedy mieszkałem w Niemczech jako student, większość Niemców, z którymi miałem do czynienia poza przyjaznym, kosmopolitycznym klimatem uniwersytetu (gospodynie stancji, kasjerzy w supermarketach, policjanci z wydziału ds. cudzoziemców, urzędnicy państwowi, prostytutki itd.) najwyraźniej odbierali mój wygląd jako nadmiernie egzotyczny, bo traktowali mnie tak, że znów czułem się źle.
Powiecie, że ten przykład nie jest poważny. Jestem skłonny się zgodzić. Szukam innego i myślę, że znajduję go w pewnym filmie z Umą Thurman, który widziałem przed laty. Wydaje mi się, że był zatytułowany Gdzie serce twoje. Nie spieszcie się ze stwierdzeniem, że co innego kino, a co innego rzeczywistość, zanim usłyszycie tę historię.
A więc Uma Thurman ma bardzo bliską przyjacielską więź z pewnym nieśmiałym projektantem mody, który jest gejem. Może pragnęłaby innego typu relacji z nim, ale wie, że on jest „inny” i nie próbuje go prowokować. Pod koniec filmu jakoś tak się dzieje, że oboje zbliżają się do siebie bardziej niż zwykle, uczuciowo i fizycznie, atmosfera robi się coraz bardziej erotyczna. Uma się jednak powstrzymuje, jedyne na co sobie pozwala, to wyznanie w stylu „jaka szkoda, że jesteś gejem”. Wtedy projektant, z ulgą i pełen entuzjazmu, wyznaje jej, że w rzeczywistości nie jest gejem, że był zmuszony udawać geja, aby zostać zaakceptowanym w świecie mody, i kończy wspaniałym oświadczeniem: „Jestem kryptoheteroseksualistą!”.
Nie mówcie mi, że ta historia deformuje prawdę. Może być trochę naciągana, ale jest naciągana we właściwym kierunku, w tym, w którym prowadzi ją rzeczywistość. Istnieją środowiska, w których bycie na pewien sposób odmiennym nie jest po prostu zaletą, ale niemal warunkiem przetrwania. W tych środowiskach ludzie odmienni stanowią większość i mają większą siłę, a zatem nie są już odmienni. Pokazują innym, tym, którzy teraz stali się odmienni, tyle nietolerancji i taką gorliwość w prześladowaniu, z jaką sami zmagają się poza swoim królestwem.
Wydaje się więc, że odmienność zawsze szuka sposobów, aby zorganizować się w typowość i wykluczyć inne odmienności. A zatem szacunek do odmienności powinien zostać uzupełniony, jako etyczny i społeczny obowiązek, szacunkiem do typowości. To jednak nie jest proste, ponieważ odmienność jest dziś tak bardzo rozreklamowana, że niemal wszyscy czują się w obowiązku być odmiennymi.
Z tym problemem – żeby wypowiedzieć się też na temat własnej działki – zmagają się coraz wyraźniej pisarze z mniejszych krajów, którzy chcą wypłynąć na zagraniczne rynki. Wszyscy pytają cię, czy jest w twoich książkach coś odmiennego, i wyjaśniają, że mają na myśli coś, co ma związek z odmiennością twojego kraju, zgodnie z tym, jak oni sobie go wyobrażają. Nie ma sensu im mówić, że dla ciebie nie jest ważne, czy piszesz o czymś odmiennym, ale to, jak piszesz. Oszaleli na punkcie hasła wielokulturowości. Wielokulturowość, która jest ideą odmienności na wyższym poziomie struktury kulturowej, nie wymaga, żebyś pozostał sobą. Wymaga, żebyś był odmienny.
Zawsze robił na mnie duże wrażenie fakt, że większość spośród tych, którzy żarliwie wspierają prawo do odmienności, nie uważa, aby na jednakowe wsparcie zasługiwała największa z istniejących między ludźmi odmienności – odmienność płci. A nawet powiedziałbym, że uważa ją za uciążliwą. Ludzie ci, co godne pochwały, gotowi są do walki o prawo do manifestacji odrębności narodowej, homoseksualizmu, do wspierania osób niepełnosprawnych. Cieszą się, kiedy te grupy otwarcie wyrażają swoją odmienność. Nie patrzą natomiast dobrze na demonstrowanie samej kobiecości i męskości. Z pełnym zrozumieniem traktują transwestytę, który nosi seksowne, kobiece ubrania, ale krytykują kobietę, która ubiera się w ten sam sposób. Wzruszają się do łez, kiedy lesbijka chce urodzić dziecko (poprzez sztuczne zapłodnienie), ale pragnienie heteroseksualnej kobiety, by zostać matką, wydaje im się drobnomieszczańskie.
Mam nadzieję, że nie zostanę źle zrozumiany, zwłaszcza przez feministki. Cenię ich walkę i podzielam wiele z ich przekonań. Kiedyś nawet sam próbowałem nadać praktyczne wyrażenie jednemu z nich i w ten sposób dołożyć swoją cegiełkę do budowy społeczeństwa bez dyskryminacji płci.
Uściślając, uważałem i nadal uważam za całkowicie uzasadnione oburzenie feministek z powodu niezmiennego przedstawiania człowieka jako mężczyzny. W książkach naukowych, encyklopediach, szkolnych podręcznikach czy artykułach człowiek, jako gatunek, niezależnie, czy chodzi o praczłowieka, czy o Homo sapiens, przedstawiany jest prawie zawsze pod postacią mężczyzny. To naturalnie utrzymuje w umysłach czytelników prymitywne, patriarchalne uprzedzenia i niesprawiedliwy stosunek wobec kobiet. Próbowałem więc znaleźć zastępczy sposób przedstawienia tego obrazu.
Muszę już teraz przyznać, że mi się to nie udało.
Na początku myślałem o mężczyźnie i kobiecie stojących obok siebie, z twarzami zwróconymi ku odbiorcy, obraz dość często spotykany na ilustracjach. Narzuca on jednak myśl o parze lub podstawowym modelu rodziny, a zatem wyraża pewną konkretną postawę ideologiczną. Spróbowałem więc ustawić ich odwróconych do siebie plecami. Efekt jeszcze gorszy: mężczyzna i kobieta są wobec siebie nastawieni wrogo lub co najmniej są sobie obojętni. Kolejna próba to pokazanie ich na dwóch różnych ilustracjach. Takie rozwiązanie było jednak niepraktyczne, no i mogłoby sugerować, że uważam mężczyznę i kobietę za dwa różne gatunki. Na koniec natchnęło mnie, aby pokazać obie płcie schematycznie, aby zarys jednej płci pojawiał się na zarysie drugiej. Takie przedstawienie ma w rzeczywistości sporo zalet. Ale w tym wypadku nie zadowoliłoby sprawiedliwych żądań feministek, ponieważ ze względu na różnice wzrostu i przede wszystkim sylwetki kobieta wyglądałaby jak zmniejszony mężczyzna.
Nie jest oczywiście wykluczone, że ktoś zdolniejszy ode mnie znajdzie jakieś wyjście, powszechnie akceptowane rozwiązanie tego problemu. Ale mój wniosek z tej dziwnej intelektualnej przygody był taki, że nie istnieją łatwe rozwiązania dla odmienności.
I tym sposobem dotarłem do ostatniej historii, jaką chciałbym opowiedzieć. Nie jest to właściwie historia, a smakowity wątek, który rozwinął się dosłownie przy deserze, ale ma tę zaletę, że przydarzyło mi się to niedawno, więc pamiętam wszystko ze szczegółami.
Znajdowałem się w małym miasteczku północnej Grecji razem z pisarzami z wszystkich państw bałkańskich. Braliśmy udział w konferencji na temat wspólnej bałkańskiej tożsamości. Gotowy jestem usprawiedliwić cały sceptycyzm, jaki możecie mieć wobec tego tematu, ale nie zatrzymujmy się przy tym. Najważniejsze, że wszyscy byliśmy życzliwie nastawieni, obcy nam był wszelkiego rodzaju narodowy fanatyzm i pomimo teoretycznego celu konferencji byliśmy pełni szacunku dla odmienności naszych narodów.
Między dwoma pierwszymi panelami zaoferowano nam obiad i tak się złożyło, że usiadłem obok pewnego poety z kraju, któremu nadal nie wiemy, jaką nazwę nadać, w związku z tym nazwę go tu Wieszktóry. Nieco wcześniej poeta ten utyskiwał z mównicy, choć bardzo grzecznie, na upór organizatorów w nazywaniu Wieszktórego nazwą jego stolicy i Wieszktórych w sposób, w jaki nazywa się mieszkańców tej stolicy. „Tak się składa, – powiedział – że urodziłem się w stolicy, a zatem nazwa, jaką nam nadajecie, jest poprawna w moim przypadku. Ale czy podobałoby się mieszkańcowi Salonik lub Sparty, gdyby nazywano go Ateńczykiem?”. Krótko mówiąc, prawie wszyscy uznaliśmy jego protest za logiczny.
Obiad dotarł do deseru, kiedy nasza rozmowa przeniosła się na ten ogólnie śliski grunt, po którym ja jednak, tak czułem, mógłbym kroczyć z wystarczającą pewnością razem z nim. Zgodziliśmy się natychmiast, że cały ten spór jest śmieszny i bez sensu, kontynuowaliśmy rozmowę jeszcze przez chwilę, wypowiadając kilka raczej utartych stwierdzeń w tym samym duchu, i w pewnym momencie tamten uniósł kompromisowo ręce i powiedział:
– Wy nazywajcie nas, jak chcecie, a my będziemy nazywać siebie tak, jak nazywa nas cały świat.
Zabolało. Nie ukrywam. Ale postanowiłem to przełknąć. Rozmowa na temat Wieszktórego na szczęście na tym stanęła, a poeta zabrał się za flirtowanie z pewną młodą Greczynką, która siedziała naprzeciwko. Zauważyłem, że oczy obojga były podobne, niebieskie i kryształowo czyste, chociaż jego świeciły się, jakby miał gorączkę (teraz to dostrzegłem). I ich orle nosy również były podobne. Wskazałem mu to podobieństwo.
– Tak – odpowiedział – też pomyślałem, że mogłaby być Słowianką!
Tym razem mu nie darowałem.
– Wydaje mi się, że podobna jest do starożytnych mieszkanek Macedonii – rzuciłem. Opuścił głowę i milczał przez chwilę. Potem nachylił się w moim kierunku poufnie i powiedział:
– To samo chciałem powiedzieć, ale pomyślałem, że może zranię twoje uczucia narodowe.
Zrozumiałem, co miał na myśli. Kwestionował geny Filipa i Aleksandra. Postanowiłem zajść go od innej strony i pokazać swoją wyższość.
– Nie szkodzi – powiedziałem uśmiechnięty – jeśli dobrze się zastanowić, wszyscy współcześni mieszkańcy Bałkanów pochodzą od starożytnych Greków!
Zaśmiał się niby radośnie, ale błysk w oku pokazywał co innego.
– Oczywiście! – powiedział. Nawet współcześni Grecy pochodzą od Greków starożytnych!
Był większym mistrzem ciętej riposty ode mnie. Nie cierpiałem go. Jedynym pocieszeniem był fakt, że on nie cierpiał znacznie więcej ludzi, nieporównywalnie więcej. Musiało się w nim gotować od takich poglądów. To dlatego cały czas wyglądał, jakby miał gorączkę.
Obiad dobiegł końca. Zaczął się popołudniowy panel. Ten z Wieszktórego wszedł na mównicę i z liryczną pasją mówił o wspólnym losie ludów bałkańskich, kiedyś i teraz. Ja mówiłem o wielokulturowości, która po raz pierwszy była realizowana na Bałkanach.
Zapewniam was, że obaj wierzyliśmy w to, o czym mówimy.
Przeł. Dorota Jędraś
Wyjątkowo interesujący tekst na dyskutowany obecnie temat. Problem został przedstawiony bez skrajności, co w dzisiejszym świecie rzadko się zdarza. Dziękuję za przybliżenie go polskiemu czytelnikowi.
LikeLiked by 1 person
“A zatem szacunek do odmienności powinien zostać uzupełniony, jako etyczny i społeczny obowiązek, szacunkiem do typowości. To jednak nie jest proste, ponieważ odmienność jest dziś tak bardzo rozreklamowana, że niemal wszyscy czują się w obowiązku być odmiennymi.” – Proszę zwrócić uwagę na to zdanie…Poruszyło mnie to, w jaki trafny sposób potrafił ująć to autor. Przedstawia bardzo rozsądne podejście do kwestii szacunku do odmienności. Dodatkowo to taki aktualny temat, choć uważam, że cały czas gdzieś spychany na drugi plan, ignorowany w debatach. Dlatego tym bardziej dziękuję za ten tekst i czekam z uwagą na kolejne, tak dające do myślenia i zachęcające wręcz do głębszej dyskusji. Pozdrawiam 🙂 Brawa w szczególności dla tłumaczki za wysiłek włożony w promowanie i wprowadzanie nas polskich czytelników w świat nowogreckiej literatury!
LikeLiked by 1 person
Świetny tekst. Autoironiczny i szczery. Chociaż bardziej niż opowiadanie przypomina felieton czy esej na przyklad pióra Umberto Eco. Ale to tym lepiej 🙂
LikeLike